NOWATORSTWO I UNIWERSALIZM: JERZY PILCH – CZUŁY KPIARZ

język polski, kultura
Przypomnij sobie

1. Jakie znasz książki, w których tematem jest rodzina, dzieciństwo?

2. Czym jest komizm? Jakie znasz typy komizmu?

3. Czym jest styl, stylizacja?

4. Literatura – co jest jej wyróżnikiem?

1. Rodzina jako źródło inspiracji

Jerzy Pilch jest jednym z najbardziej popularnych i cenionych polskich pisarzy, między innymi właśnie za charakterystyczny styl pisarstwa, wspomniany kunszt językowy. Urodzony w 1952 roku w Wiśle, studia (filologię polską) ukończył na Uniwersytecie Jagiellońskim, gdzie przez kilka lat pracował jako asystent w Instytucie Filologii. Współorganizował pismo mówione „Na Głos”, był publicystą m.in. „Tygodnika Powszechnego” i „Polityki”. Pisał felietony, wydane później w zbiorach Rozpacz z powodu utraty furmanki oraz Tezy o głupocie, piciu i umieraniu, które znalazły się w siódemce najlepszych książek roku, nominowanych do Nagrody NIKE 98. Był scenarzystą (film Żółty szalik w 2000 roku otrzymał główną nagrodę na Festiwalu Polskich Filmów Fabularnych w Gdyni), a jego twórczość wielokrotnie była podstawą adaptacji filmowej (Spis cudzołożnic w reż. J. Stuhra, Pod Mocnym Aniołem w reż. W. Smarzowskiego). Także dramaty znalazły swoją realizację (Monolog z lisiej jamyNarty Ojca Świętego). Wielokrotnie nagradzany, otrzymał  m.in. Nagrodę Fundacji im. Kościelskich za tom Wyznania twórcy pokątnej literatury erotycznej. W 2001 r. uhonorowano go Nagrodą Literacką NIKE za powieść Pod Mocnym Aniołem (wcześniej był wielokrotnie do niej nominowany). Książki Jerzego Pilcha zostały przetłumaczone na kilkanaście języków, w tym angielski i niemiecki. Zmarł 29 maja 2020 roku w Kielcach.

Jerzy Pilch (1952-2020)

Słynny krytyk literacki Henryk Bereza napisał o jego twórczości:

Jerzy Pilch jest mistrzem w tym, co nazywam od dawna prozą bez fikcji, w której fikcję zastępuje sama sztuka słowa[1].

Wikimedia Commons, na licencji CC BY 3.0 (fot. Adam Kumiszcza)

Proza Jerzego Pilcha to wnikliwa obserwacja różnorodności życia społeczno-obyczajowego współczesnej Polski, połączona z nostalgicznoironicznymi wspomnieniami z okresu dzieciństwa i młodości, co nadaje jej ton autobiograficzny. W większości utworów narrator występuje w pierwszej osobie liczby pojedynczej, a więc łatwo można by pokusić się o utożsamienie go z samym pisarzem. Jednak zawsze pozostaje jakiś szczegół, który na takie uproszczenie nie pozwala, choć nadaje utworom wyraźny ton osobisty. Jest to więc fikcja o wyraźnych autobiograficznych źródłach.

Twórczość Jerzego Pilcha jest mocno osadzona w jego rodzinnej miejscowości, a rodzina i jej przyjaciele stanowią nieodłączny element świata przestawionego jego opowieści. Jest to szereg ekscentrycznych ewangelików, których wpływ na swoją osobowość autor nieustannie podkreśla. Bohaterowie jego opowieści (m.in. babki Czyżowa i Pechowa, Dziadek Kubica, rodzice) mają wyraziste charaktery, swoje słabostki i nawyki , o których Pilch pisze z ogromną dozą humoru, nierzadko sarkazmu, ale i tkliwości. Nawet jeśli postacie te prezentują mentalność podporządkowaną surowej moralności protestanckiej, a jednocześnie pełną przywar i zachowań dwuznacznych moralnie, humor i kpina dominująca w opisie czyni z nich plejadę osobowości tyle sympatycznych, co niezwykłych. Sam pisarz wielokrotnie mówił o wpływie pierwszych dziesięciu lat życia na kształtowanie się osobowości człowieka. Dorastanie w Wiśle, w środowisku protestanckim dało mu siłę, poczucie odrębności:

Jako dziecko miałem wszelkie możliwe atuty outsidera. Byłem chorowity, miałem wadę wzroku, zeza, okularki, małe roztrzęsione rączki i na dodatek mówiłem gwarą wiślańsko-beskidzką[2].

Z tych lat dziecięcych, atmosfery domu i miasta uczynił wiodący temat swojej twórczości: pełnej ironii, ale i nostalgii, w której humor, kpina przeplatają się z liryzmem.

[1] Henryk Bereza, Szczytowanie, „Twórczość” 9/2008] http://culture.pl/pl/tworca/jerzy-pilch

[2] Wywiad z Jerzym Pilchem. Za: http://www.wprost.pl/ar/398272/Dowod-na-istnienie-Boga-wywiad-z-Jerzym-Pilchem/

 

Tekst źródłowy

Stary Kubica i ciemność

(z tomu Bezpowrotnie utracona leworęczność)

Stary Kubica, gdyby jeszcze żył, miałby sto pięć lat, czyli i tak już by nie żył. Był ojcem mojego ojca, był moim drugim, a w zasadzie pierwszym dziadkiem, po nim wziąłem nazwisko, zapalczywy charakter, skłonność do nałogów, bydlęcą siłę fizyczną i parę innych jeszcze cech, o których na razie niezręcznie mi mówić. Stary Kubica był na przykład zajadłym mizoginem, co brzmi nieco tautologicznie, bo przecież w tamtych czasach, w pierwszej połowie dwudziestego wieku, w tamtych stronach, w znanej z rozpusty dolinie Wisły – Jawornika, mizoginizm był elementarną zasadą, kobiety jak przed wiekami żyły tam w udręce, w pogromie i w poniżeniu . Ale Starego Kubicę niewypowiedzianie drażniły nawet te udręczone, gromione i poniżone niewiasty; może upokarzało go ich upokorzenie ? To bardzo możliwe. Stary Kubica dotknięty był manią wielkości, a wielkość, nawet urojona, nie znosi małości, a upokorzenie jest małością.

Opętany demonem świętej racji zdejmował ze ściany dubeltówkę i chybotliwie ruszał tropem kryjących się po obejściu ciotek, córek i starek. Jego rytualne polowania na baby przekraczały wszakże granice myślistwa, ergo przestawały być szlachetną męską rozrywką; był to raczej posępny krok w kierunku ostatecznego rozwiązania kwestii kobiecej. Jeśli był w tym graniczącym ze zbrodnią szaleństwie jakiś rys dość i tak kłopotliwej szlachetności, to polegał on na tym, iż totalną eliminację pierwiastka kobiecego Stary Kubica zamierzał rozpocząć skromnie od własnej rodziny i najbliższych sąsiadek. Wielcy eksterminatorzy naszego stulecia tej skromności nie mieli. Mroczna, po części darwinowska i na wskroś antyfeministyczna idea Starego Kubicy podzieliła wszakże los innych idei, których ucieleśnieniem miał być czyn. I tu brakło czynu, czyn był nieudany, chybiony, niedołężny. Krok był niepewny, ruchy nieobliczalne, tragikomiczne dzieło poronionych egzekucji spowijał mleczny opar alkoholowej psychozy. Wedle opowieści ojca, który jako kilkuletni adiutant kroczył u boku Starego Kubicy i płonącą żagwią rozświecał ciemności, gdzie tchórzliwie kryły się przeznaczone do odstrzału przedstawicielki płci pięknej, otóż wedle opowieści ojca, podczas tych polowań padł tylko jeden jedyny strzał. Któraś z ciotek, w typowo zresztą kobiecy sposób wyprana z resztek instynktu samozachowawczego, w samym środku nagonki wychynęła zza węgła.

– Maryna, broń się! – ryknął, nie bardzo wierząc w rozkosz rychłego spełnienia, Stary Kubica i zerwał z ramienia flintę, i wypalił. Ciotka Maryna padła jak ścięta i poczęła tarzać się i miotać, i wyć nieludzkim głosem, które to zachowanie przysporzyło Staremu Kubicy jeszcze jednego argumentu o niższości gatunkowej kobiet. W końcu pierwszy strzał zgodnie z dżentelmeńskimi zasadami oddał on był na postrach i dobrze wiedział, że pocisk przeszedł co najmniej metr od tępej Maryninej głowy. […]

               Gorzałka, zawsze obecna w jego życiu, wzięła go teraz w swe całkowite posiadanie. Zaczął spoglądać na świat przez półprzejrzystą, jak tafla młodego wina w dymionie, zasłonę. Zaczęło się poranne uspokajanie dygocącego ciała. Zaczął się czas bólu niepojętego. Co robić? […] W Panu Bogu można szukać pomocy i otuchy, i czynił to Stary Kubica, i pilnie chodził do kościoła. I Bóg chyba dawał mu wtedy ulgę, bo ten udręczony człowiek często zasypiał w czasie nabożeństwa. Zapadał w spokojną, przecież nie deliryczną, a na wskroś bogobojną drzemkę. I podobała się jego drzemka Bogu, ale niestety nie podobała się ona mojej babce (a jego, Kubicy, powinowatej). Miał bowiem Stary Kubica tego pecha, że jego ławka w kościele była tuż przed naszą ławką i babka z całą niezmienną surowością przywracała go do przytomności i do bólu, a on obracał się ku niej i po jego przerażonych oczach łacno było poznać, że tak jak i my wszyscy jej boi się on bardziej niż Pana na wysokościach. […]

Jerzy Pilch, Bezpowrotni utracona leworęczność, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2007, s. 96-101.

Pytania:

1. Wyjaśnij pojęcia: mizoginizm, tautologia, mania wielkości, eksterminator, antyfeministyczny, tragikomiczny. Z jakich słowników skorzystasz?

2. Na czym polega paradoks zdania: Stary Kubica, gdyby jeszcze żył, miałby sto pięć lat, czyli i tak już by nie żył? Znajdź w tekście inne paradoksy.

3. Scharakteryzuj Starego Kubicę. Co sugeruje określenie rytualne w odniesieniu do jego „polowań”? Czy naprawdę jest on groźny?

4. Na czym polega komizm tej postaci? Co budzi, a co osłabia jej grozę? Zwróć uwagę na określenia opisujące zachowanie Starego Kubicy: chybotliwie ruszał, krok niepewny, ruchy nieobliczalne, czyn niedołężny.

5. W czym widoczny jest mizoginizm bohatera?

6. Jak sądzisz, dlaczego ciotka Maryna tak żywiołowo zareagowała na strzał oddany w jej kierunku? Jak można odczytać jej zachowanie, gdy spojrzy się na jego teatralność?

7. Jaki jest stosunek narratora do bohatera? Uzasadnij odpowiedź.

Ciekawostka

Sam autor ma zdecydowanie inne zdanie na temat kobiet. W jednym z wywiadów powiedział:

„[…] tradycyjna wyższość męskości nad kobiecością jest u nas dalej powszechna. W moich stronach do dziś zarykują się z powiedzenia, że jak ci się cera urodzi, to gorzej, jakbyś zgorzoł. Czyli gdy urodzi ci się córka, to gorzej, niżby ci się chałupa spaliła.
Nie tylko w moich stronach; na skalę ogólnokrajową mamy taki rodzaj wychowu, w konsekwencji – poczucie męskiej bezkarności. Polskie dziewczyny, fantastyczne przecież, piękne, błyskotliwe, pełne inwencji, czaru, wynikającej z wysokiej inteligencji wrażliwości – są w sytuacji strasznej: mają w zdecydowanej większości przypadków do czynienia – ze spokojem nazwę tak współplemieńców – z sytymi debilami.
[…]Ja widocznie już wtedy byłem w polemice z tymi zabobonami, bo chciałem mieć córkę. W każdym razie ze śmiertelną powagą głosiłem, że intelektualiści powinni mieć córki. Nie wiem, skąd mi to przyszło do głowy. Ale się spełniło.”

Udławiony z miłości, wywiad Doroty Wodeckiej-Lasoty z Jerzym Pilchem, za: „Wysokie Obcasy”

2. Zanurzenie w codzienności – idylla z ironią w tle

Temat dzieciństwa i tradycji rodzinnych, tak silnie naznaczonych ewangelickimi zasadami, stał się powracającym tematem. Pilch wprowadził do literatury polskiej świat ewangelików, małej społeczności ludzi rządzących się swoimi prawami, bogobojnymi i niezwykle pracowitymi, o surowych regułach postępowania, a jednocześnie okrasił go pełnym czułości i humoru, miejscami kpiny językiem. Język ten często wydobywa wady i słabości bohaterów, ale zarazem opisuje świat idylliczny, w którym problemy i konflikty są tylko pozornie głębokie. Narzędziem jego opisu jest język pełen ironii przemieszanej z czułością i sentymentem. W efekcie powstaje obraz świata nostalgiczny, ale podszyty groteską.

Tekst źródłowy

Otwieranie i zamykanie furtki

(z tomu Bezpowrotnie utracona leworęczność)

Współbracia moi nie palili papierosów, ciężko pracowali i żyli w doskonałości. Pismo powiada: „Bądźcie doskonałymi jako i Pan wasz w niebiesiech doskonały jest” i w naszych stronach werset ten, jak i wszystkie pozostałe wersety Pisma, traktowany był ze śmiertelną powagą. […] I nie czego innego tyczy ta dyrektywa, a życia doczesnego. W życiu doczesnym trzeba osiągnąć doskonałość, i to im wcześniej, tym lepiej. I zaprawdę powiadam wam, liczni moi krewni i przodkowie do pełnej doskonałości – tak jest – dochodzili. Doskonałość osiągnęła moja babka Czyżowa, doskonałość osiągnął Stary Kubica, w pełnej doskonałości żył przez lata całe ojciec, matce dar doskonałości dany jest od dziecka, a może nawet trochę wcześniej, doskonały w sensie ścisłym jest wuj Andrzej ze Skoczowa, doskonała była ciotka z Cienkowego, doskonali byli obaj pradziadkowie, reszty nie wyliczam, choć cała reszta też była doskonała.

Wspólna obecność kilku porażonych doskonałością osób, kilku porażonych doskonałością pokoleń pod jednym dachem na ogół prowadzi do zbrodni (doskonałej). U nas się na szczęście bez tego obyło, nie obyło się wszakże bez pewnych – powiedzmy – napięć. Babcia Czyżowa bolała nad niedoskonałością dziadka, ale to było pół biedy, bo dziadek, choć też w zasadzie doskonały, nie miał świadomości swej doskonałości i był przez to doskonały trochę mniej. […]

Doskonałość Starego Kubicy może budzić niejakie wątpliwości, można by powiedzieć, iż jego doskonałość była majakiem strawionej przez gorzałkę duszy albo że działał tu prosty psychologiczny mechanizm obronny człowieka, im bardziej upadłego, tym bardziej przeświadczonego o swej wyższości. Można by tak powiedzieć, ale byłaby to zaledwie niedoskonała część prawdy. Otóż ze stromej ścieżki wiodącej do doskonałości Stary Kubica nie zboczył nigdy. Pił, palił, ale pracował. Kurzył i pił, ale robił. Bo sama praca była i drogą do doskonałości, i doskonałością samą. Praca  była jedyną racją ziemskiego pobytu, praca była owocem wiary, utwierdzeniem w łasce. Praca od świtu do nocy, nadludzka praca w nieludzkich warunkach, praca bez spoczynku, życie bez daremnych rozrywek, nieustanny odwrót od niefrasobliwości, bezczynności i lenistwa.[…

Nicnierobienie było najgroźniejszym występkiem, bezczynność była obwarowana absolutnym społecznym potępieniem, nieróbstwo znaczyło utratę łaski i ogień piekielny.[   ] Za wszelką cenę trzeba było coś robić, nawet jak nie było co robić. Mówi o tym przypowieść o ciotce z Cienkowego, którą teraz wam powiem. Gdy mianowicie ciotka z Cienkowego (jedna z moich licznych doskonałych ciotek) któregoś dnia odkryła, iż mąż jej zagrożony jest pustką bezczynności, gdy ze zgrozą pojęła, że wszystko, co miał on tego dnia wykonać, jest już wykonane i wszystko zrobione i teraz ten nieludzko zmordowany nieszczęśnik siedzi próżniaczo za stołem, otóż ciotka z Cienkowego, kiedy spostrzegła ten dramatyczny obrót spraw i nic absolutnie nie przychodziło jej do głowy, rozwiązała piekielne zagrożenie w ten sposób, że kazała ledwo ze zmęczenia trzymającemu się na nogach wujowi pójść do ogrodu i tam otwierać i zamykać furtkę. I wuj z Cienkowego stanął przy furtce i na przemian otwierał i zamykał furtkę. I Bóg wszechmogący patrzył na wuja z Cienkowego cierpliwie i pilnie całe popołudnie otwierającego i zamykającego furtkę, i wszechmogący Pan Bóg wiedział, że nie ma powodu, by temu pracowitemu człowiekowi cofnąć dar łaski.

Pogrążony w nałogu Stary Kubica grzeszył, ale pracował, i łaska chyba też nie została mu cofnięta. Chyba że palenie przeważyło na nie, chyba że położony na szali dym wypalonych przezeń papierosów zaważył. Bo palenie w pewnym sensie – że pozwolę sobie na dalszą samowolną hierarchizację złych uczynków – palenie było gorsze od picia. Wódka czyniła duszę grzesznie niefrasobliwą – papieros nie wiadomo co czynił. Był w swej bezinteresowności bezbożny. Pan Bóg być może niekiedy przy specjalnych okazjach mógł nawet i chcieć, aby człowiek wychylił kielicha. Na przykład jak przyjeżdżał Biskup Wantuła, to wychylony wówczas kieliszek matczynej nalewki mógł mieć Boże poparcie. Ale nie papieros. Za papierosem nigdy nie mógł stać żaden boski powód. Chyba żeby był to jakiś papieros ratujący życie. A poza tym palenie likwiduje pracę. Po kielichu, a nawet i po trzech kielichach, możesz od biedy pójść i narąbać drzewa. Z papierosem w garści nic nie zrobisz. Jak palisz, to nie pracujesz.

Tak. Stary Kubica był pijakiem, ale nie był leniem. Stare wiślańskie porzekadło mówi: lepszy ożralec niż leniwiec (lepszy pijus niż leń), i choć jest w tej prawdzie pewien odcień liberalnego przyzwolenia dla pijaństwa, tym radykalniejsze jest tu potępienie lenistwa. Pijaństwo okropną było przypadłością, ale ten, co pił i pracował, próbował chociaż pracować, mógł liczyć na jakiś cień ludzkiej wyrozumiałości (o ludziach teraz mówię). Ten, co pił i nie pracował, był stracony. A już ten, co nie pracował i w dodatku jeszcze nie pił, był stracony, potępiony i przeklęty. Picie zawsze w końcu jest jakąś formą negatywnej wprawdzie, ale aktywności. Ktoś kto wyzuty był z aktywności jakiejkolwiek, wyzuty był też z człowieczeństwa.[…]

Jerzy Pilch, Bezpowrotnie utracona leworęczność, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2007, s. 151-157.

Pytania:

1. Jakie wartości są najważniejsze dla społeczności opisanej w powyższym fragmencie? Jakie zachowania najbardziej potępiane?

2. Na czym polega „budząca wątpliwości doskonałość” Starego Kubicy?

3. Na czym polega paradoks zdania: A już ten, co nie pracował i w dodatku jeszcze nie pił, był stracony, potępiony i przeklęty.

4. W czym dostrzegasz komizm sceny, w której ciotka z Cienkowego ratuje męża przed ogniem piekielnym? Co o bohaterach ta scena mówi?

5. W czym leży dwuznaczność moralna nadużywania alkoholu? Z oczywistych powodów jest to zjawisko naganne; jak w przekonaniu bohaterów usprawiedliwia się je? Wskaż fragmenty, które to obrazują.

6. Wypisz z tekstu synonimy lenistwa. Jakimi epitetami są określane? Jaką funkcje pełnią one w ocenie lenistwa?

7. Znajdź w tekście nawiązania do stylu biblijnego (w zakresie składni i słownictwa). Jaką funkcję pełni ta stylizacja?

3. Pilchowa fraza

W powszechnym odbiorze prozy Jerzego Pilcha szczególnie uwodzi styl jego tekstów, potoczystość składni (z charakterystyczną inwersją), piętrzenie metafor i epitetów. A przede wszystkim wirtuozeria słowa, zaskakujące pointy i paradoksy. Styl pisarza jest rozpoznawalny (można tu mówić o idiostylu), oryginalny, nie do podrobienia. Jeśli tematyka jego książek krąży wokół stałych motywów (sam pisarz powiedział kiedyś, że w gruncie rzeczy pisze jedną książkę), nie znaczy to wcale, że są one nużące. Liczne grono wielbicieli podkreśla, że czyta Pilcha dla jego stylu, pełnego ironii i autoironii, zderzania ważnych, trudnych tematów (np. sens życia, alkoholizm, śmierć, miłość, przemijanie) z językiem pełnym komizmu, ale i podszytym groteską. Sam autor mówi, że w swoich upodobaniach czytelniczych kieruje się przede wszystkim pierwszym zdaniem : sprawdza najpierw, czy brzmi ono wystarczająco intrygująco, w samej literaturze także szuka „intensywnej frazy ”.

Ciekawostka

Według Jerzego Pilcha pierwsze zdanie musi brzmieć intrygująco. Pierwsze zdania wybranych książek autora.

Jak przychodzi wielka miłość, to człowiekowi zawsze się zdaje, ze pokochał najpiękniejszą kobietę świata. Ale jak człowiek faktycznie pokochał najpiękniejszą kobietę świata – może mieć kłopoty. (Najpiękniejsza Kobieta Świata, z tomu Moje pierwsze samobójstwo)

W tym roku obchodzę czterdziestolecie pierwszej próby samobójczej (Moje pierwsze samobójstwo, z tomu i tym samym tytule)

W Imię Ojca i Syna, i Ducha Opowieści, Amen. W przededniu moich pięćdziesiątych urodzin postanowiłem, że nazajutrz poznam nową kobietę. (Marsz Polonia)

Kiedy pani Oglądaczowa przyniosła hiobową wiadomość, że w Domu Zdrojowym każdego wieczora wszeteczne kobiety rozbierają się do naga i tańczą na stołach, dla wszystkich stało się jasne, że to co jest zapowiedziane w Objawieniu Świętego Jana, spełni się lada dzień. (Elegia na wożenie odpadów konsumpcyjnych, z tomu Bezpowrotnie utracona leworęczność)

Z powodu sentymentalnych skłonności wybrałem efektowny zawód autora nekrologów i wspomnień pośmiertnych (Biuro pisania nekrologów i wspomnień pośmiertnych, z tomu Bezpowrotnie utracona leworęczność)

Gdy ojciec i pan Trąba postanowili zabić I sekretarza Władysława Gomułkę, panowały niepodzielne upały, ziemia trzeszczała w szwach, rozpoczynała się udręka mojej młodości. (Tysiąc spokojnych miast)

Dawni fałszywi prorocy to byli – trzeba powiedzieć – święci ludzie. Obiecywali koniec świata i tyle. (z tomu Tezy o głupocie, piciu i umieraniu)

Urodziłem się w roku 1976 – dwa lata po największym w dziejach tryumfie polskiego futbolu i dwa lata przed wyborem polskiego Papieża. Przez całe dzieciństwo, a może i później, byłem absolutnie pewien, że Polska jest odwieczną piłkarską potęgą oraz że papież zawsze jest Polakiem (Miasto utrapienia).

Ciekawostka

Jerzy Pilch w wywiadzie dla „Gazety Wyborczejjako przykład ciekawej poezji podaje Jerzego Kronholda, urodzonego w Cieszynie, współtwórcę „Nowej Fali”:

Jego wiersze są mocno nasycone miejscem, z którego pochodzi, i językiem, w którym ta rzeczywistość jest zanurzona. 

Mopsożelazny piecyk

Mój ojciec nie zaprzątał

sobie głowy wierszami

lubił raczej rozwiązywać

zadania szachowe

studiować końcówki arcymistrzów

Capablanki i Alechina

ale raz gdy opowiadał o Warszawie

mieście swej młodości

opisując Ogród Saski

i Zachętę Sztuk Pięknych

okazało się że zna też

tytuł futurystycznych poezji: 

Ja z jednej i ja z drugiej strony

mego mopsożelaznego piecyka

ale wymówił to tak

że od razu wiedziałem

co o tym myśli

Zdolności narracyjne odziedziczył pisarz po rodzicach, a przede wszystkim babce, która, jak mówi, była „opowiadaczką absolutną ”, a jej historie były pełne dygresji, szczegółowych opisów i wszelkich kontekstów.

 

Ciekawostka

W Wiśle każde wydarzenie, a zwłaszcza wydarzenie tragiczne lub odbiegające od normy, było długo pielęgnowane w opowieści. Przez babkę Czyżową szczególnie, a była ona opowiadaczką absolutną. Opowiadała totalnie. Wszystkie szczegóły, wszystkie konteksty, labirynty dygresji.

Jeśli, dajmy na to, chciała powiedzieć, że stary Pilch się powiesił, to zaczynała od pramomentu i prapoczątku. To znaczy zaczynała od szczegółowego opowiedzenia okoliczności, w których się o tym tragicznym wydarzeniu dowiedziała. Jeśli np. dowiedziała się o tym na targu, opowiadała, kogo spotkała na tym targu, a kogo w drodze na ten targ. I o tym, że rozważała, czy w ogóle iść na targ, bo pogoda tego dnia była fatalna, a dzień wcześniej przed targiem dużo lepsza. A potem wracała do spotkania na targu czy w drodze na targ i opowiadała historię życia napotkanego. Nie zapominała też opowiedzieć o jego zakupach i po co on, i skąd, i z kim był czy szedł na targ. Et cetera, et cetera. Pojawiali się inni przechodnie, bliżsi i dalsi znajomi. Jedni sprawę zdali, drudzy w ogóle.

Babka znała ich wszystkich, losy ich rodziców i pradziadków. Wszystko to bywało po kolei sumiennie przytaczane. I zanim wróciła do starego Pilcha, byliśmy całkowicie pogubieni. Nikt z nas nie wiedział, o czym ta kobieta w ogóle opowiada. Natomiast ona absolutnie suwerennie panowała i nad głównym wątkiem opowieści, i nad wszystkimi jej pobocznościami.

Moja matka ma ten sam sposób narracji. Dzwonię do niej mniej więcej dwa razy w tygodniu i wiem, że muszę mieć w planie dnia najmniej godzinę, by mogła mi zdać sprawę z trzech dni w Wiśle. Co się wydarzyło w domu, w okolicy, u sąsiadów, kto przyjechał, jakim samochodem i po co. Jaka była pogoda, jak się spisuje Edek, a jak bratanek Edka. Kto przyszedł, po co przyszedł, co powiedział. Czy jehówki znowu były i próbowały nawracać, jaka jest sytuacja w Kościele, co w gazetach, co w polityce i wreszcie – co w niemieckiej telewizji. Ostatnio w tamtejszych „Milionerach” ociemniały zawodnik wygrał 70 tys. euro. Więc ja opowieściami jestem nasycany bardzo bogato.

Gazeta Wyborcza

Tekst źródłowy

Inne rozkosze

(fragment pierwszy)

            Gdy w roku pańskim 1990 doktor weterynarii Paweł Kohoutek spojrzał w okno i ujrzał idącą przez ogród swą aktualną kobietę, z właściwym sobie pyszałkowatym fatalizmem pomyślał, iż przydarzyła mu się przygoda, która winna być ostrzeżeniem dla wszystkich. Aktualna kobieta Kohoutka miała na sobie granatowy płaszcz, jej boską czaszkę okrywał filuterny kapelusik, ogromna zaś waliza, którą wlokła za sobą, pozostawiała w białej listopadowej trawie ciemny trakt ostatecznej klęski. Gdyby przyjechała na krótko jedynie rozmówić się ze mną, gdyby złożyła mi tylko przypadkową i niezapowiedzianą wizytę, i tak byłaby to wystarczająco wstrząsająca historia, pomyślał Kohoutek. I tak byłaby to historia godna książki. Ale aktualna kobieta Kohoutka nie przyjechała w odwiedziny. Oburącz taszczyła walizę, na szczupłych zaś ramionach dźwigała wypełniony po brzegi plecak. Choć Kohoutek znał ją zaledwie od siedemnastu tygodni, doskonale wiedział, co znajduje się w walizce, a co w plecaku. W walizce były książki, a w plecaku cała reszta należących do niej przedmiotów.[…]

            Tak, aktualna kobieta Kohoutka spakowała cały swój dobytek i przyjechała, by wreszcie po siedemnastu tygodniach straszliwej męki krótkotrwałych spotkań zamieszkać z Kohoutkiem na zawsze. […]

            Kohoutek przyglądał się idącej przez ogród swej aktualnej kobiecie , jego mózg zaś pracował z zabójczą precyzją. Kohoutek zastanawiał się, czy ktoś z domowników już ją zauważył. Aktualną kobietę Kohoutka mogła zauważyć matka Kohoutka. Mógł ją zauważyć ojciec Kohoutka. Mogła ją zauważyć Pastorowa lub Pastor. Mogła ją zauważyć pani Wandzia lub matka pani Wandzi. Mogła ją zauważyć Oma, babka Kohoutka. Pan Naczelnik, dziadek Kohoutka, mógł głęboko nabierając powietrza nabrać zarazem pewności, iż ktoś blisko z Kohoutkiem związany jest w ogrodzie. Aktualną kobietę Kohoutka mogło też widzieć dziecko Kohoutka i mogła ją dostrzec żona Kohoutka. Mogli ją zauważyć wszyscy. Ale przy odrobinie szczęścia, a raczej przy ogromie szczęścia, mógł jej nikt nie zauważyć. Trwały ostatnie przygotowania do jutrzejszych urodzin Omy, a poza tym od rana, a właściwie od wczorajszego wieczora, uwaga domowników była zaabsorbowana dwoma litrami pulpetów wołowych ukrytych gdzieś przez Omę, babkę Kohoutka. […]

            Kohoutek nie spał, leżał na wznak i rozmyślał. Co robić, Panie Boże, co robić? Panie Boże, nie wzywam Twego imienia nadaremno, ale na miłość boską – co robić? […]

     Kohoutek obraca się na bok i przybiera pozycję embrionalną, i jak zawsze w pozycji embrionalnej myśli jego obracają się ku zbrodni. Najlepiej – szepcze do siebie ogarnięty nagłą furią – najlepiej byłoby ją zabić. Powinienem wstać, pójść i ją zabić. Jak znajdą trupa, to i tak będzie awantura, ale nie tak straszna, jak znajdą ją żywą. Jak znajdą ją żywą, to awantura wybuchnie tak straszna, że wszyscy gotowi pozabijać się nawzajem. Ojciec będzie chciał mnie zabić, dziadek zacznie mnie bronić, wtedy ojciec zabije dziadka, Oma zabije ojca, matka zabije Omę, Pastor zabiję matkę, Pastorowa zabiję Pastora, korzystając z okazji – ponieważ od dawna jej nienawidzi – Pastorową zabije matka pani Wandzi, matkę pani Wandzi zabije córka pani Wandzi, ponieważ nie chce grać na skrzypcach, mnie oczywiście zabije moja żona i w efekcie przez długie tygodnie wszyscy będą na siebie poobrażani do tego stopnia, że nikt nie będzie się do nikogo odzywał.

     Obyczaj grożenia śmiercią był pradawnym domowym obyczajem. Kohoutek nieśmiertelne frazy o zabijaniu słyszał, odkąd nauczył się słuchać. Ja cię zabiję, mówiła matka Kohoutka do ojca Kohoutka. Trzeba ją wreszcie zabić, mówili oboje, gdy Oma kolejny raz ukrywała jakąś potrawę. Ćwicz, bo cię zabiję, mówiła matka pani Wandzi do pani Wandzi. Zaraz go zabiję, mówiła Oma, gdy dziadek kolejny raz wracał pijany w trupa.

       Kohoutek nigdy nie oswoił się z tą domową retoryką śmierci i za każdym razem przejmował go najprawdziwszy strach, że w końcu, istotnie, ktoś zostanie zabity. Ilekroć przemierzał nie kończące się korytarze, sienie i amfilady, ilekroć zaglądał do izb, do których nikt nigdy nie zaglądał, tylekroć bał się, iż zaraz natknie się na ciało któregoś z domowników owinięte w zakrwawioną folię albo czyjś nieludzko skatowany kadłub, pośpiesznie i byle jak okryty gazetami. Kiedy szedł do ogrodu, zawsze bał się, iż natknie się tam na kawałek świeżo skopanej ziemi ze sterczącą z niej – niczym w tandetnym horrorze – czyjąś martwą dłonią.

Najlepiej – powtarza Kohoutek – byłoby ją zabić. Najlepiej byłoby ją zabić i dobrze ukryć trupa – wtedy nie byłoby żadnej awantury. Albo przynajmniej trzeba z nią wreszcie poważnie i szczerze porozmawiać. Przecież w ciągu tych kilkunastu tygodni myśmy właściwie nigdy istotnie nie rozmawiali. Ja nieustannie kłamałem, a ona bez przerwy mówiła o literaturze –

przyznaje sam przed sobą Kohoutek. Co robić? Gdzie ją umieścić? […]

(fragment drugi)

     – Trzeba wreszcie na serio pomyśleć o wynajmowaniu pokoi – powiedział przy wieczerzy łamiącym się z trwogi głosem Kohoutek – idzie zima, przyjedzie cała masa narciarzy, niejeden znów będzie szukał noclegu, a u nas pustych izb nie brakuje.

     – Tak jest – nieoczekiwanie poparł Kohoutka Pan Naczelnik, dziadek Kohoutka – zjedzie się młodzież, a młodzież należy wspierać, ponieważ jest ona naszą przyszłością.

     – Jakby wynająć pokój komuś przyjemnemu – Oma, babka Kohoutka, drobnymi łykami popijała herbatę z filiżanki – to przynajmniej byłoby się do kogo odezwać.

     – Możecie mnie zabić – matka Kohoutka była blada jak śnieg – zabijcie mnie i zakopcie, a jak nie, to ja was zabiję. Czy wy nie wiecie, co to znaczy wpuścić kogoś obcego do domu?

     – Co to znaczy? – zapytał, dziwiąc się własnej odwadze Kohoutek.

     – Co to znaczy? To znaczy koniec. Siedź prosto, siedź prosto, bo jak ktoś zobaczy, że się garbisz, będziesz spalony. Wpuścić kogoś obcego do domu to znaczy zagłada na nas wszystkich.

     – Będzie zapałał światło – matka pani Wandzi nienawistnie słowo po słowie cedziła litanie zbrodni – będzie gotował jedzenie, będzie się mył w łazience, będzie korzystał z ubikacji…

     – Chyba lepiej – Oma ułamała kawałek suchej bułki i zanurzyła w herbacie – chyba lepiej, żeby zapalał światło i chodził do ubikacji, niż żeby po ciemku załatwiał się w kątku.

     – Akurat, lepiej! – matka Kohoutka mówiła tak cicho, że zdawało się, lada chwila straci z wściekłości przytomność. Akurat, lepiej! Akurat, potrzebuję, żeby mi ktoś paskudził w łazience albo w ustępie, cały dzień, człowieku myj i sprzątaj po cudzym flejtuchu, a w nocy nie zmruż oka, bo nie wiadomo, czy nie przyjdzie i czy nas wszystkich nie zarżnie.

     – Nie da się ukryć – ojciec Kohoutka starał się nadać swemu głosowi niesłychanie zdroworozsądkowe brzmienie – nie da się ukryć, nigdy nie wiadomo, kogo się wpuszcza pod własny dach. Ja, na przykład, jakbym zobaczył w tym domu jakiegoś wylegującego się do południa próżniaka, zabiłbym go na miejscu.

     – Proszę, jak chcecie, żeby Duduś resztę życia – matka Kohoutka rzucała wszystko na jedną szalę – jeśli chcecie, żeby Duduś resztę życia spędził w więzieniu, proszę, wynajmujcie pokoje.

     – Tak jest – powiedział z mocą ojciec Kohoutka – poszedłbym do kryminału, ale próżniaka bym zabił na miejscu.

     – Nie macie serca – matka zaczynała płakać – jeśli chcecie wyrzucić mnie z domu, ale proszę, wynajmujcie mój pokój, zaraz się wyniosę, zaraz zabiorę swoje rzeczy, tylko błagam, błagam, pozwólcie mi skończyć ostatnią wieczerzę. Nie ciesz się, Dudusiu – zwróciła się do ojca Kohoutka – nie ciesz się, żebyś go zabił, to on ciebie by zabił, ale dla nich wynająć pokój

mordercy to pestka.

     – Trudno – powiedział ojciec – albo on, albo ja.

     – A może – żona Kohoutka zachowywała wystudiowany spokój i konsekwentnie starała się nie patrzeć na swego zrozpaczonego męża – wynająć pokój jakiejś eleganckiej i schludnej damie?

     – A może – przedrzeźniała ją matka Kohoutka – od razu powiesić na drzwiach czerwoną latarnię? Proszę bardzo, w jednym pokoju wampir z Rostowa, w drugim babilońska wszetecznica.

     – Wampira z Rostowa ujęła policja – Kohoutek był istotnie zrozpaczony, żałował z całego serca i pluł sobie w brodę, że wszczął tę, najwyraźniej zmierzającą do fatalnego końca rozmowę.

     – To co z tego? – zdumienie matki było niemal autentyczne.

     – A to z tego – wyręczył Kohoutka w udzieleniu odpowiedzi Pan Naczelnik, dziadek, że jest mało prawdopodobne, by gość zapuszkowany w ruskim pudle przyjechał tu na narty i wynajął u Kohoutków pokój.

     – Niech się ojciec nie gniewa, ale ojciec jest zupełnie jak małe dziecko. Skąd ojciec wie, że ten, który zakołacze do drzwi i poprosi o nocleg, nie jest wampirem? Co ojciec myśli, że on przedstawi się ojcu: Dzień dobry, Panie Naczelniku, jestem zwyrodnialcem, poproszę o nocleg? A może ojciec myśli, że on pokaże ojcu dowód osobisty, gdzie w rubryce „zawód” będzie miał wpisane „morderca kobiet”? Nie, on przyjdzie w nocy i ojca zarżnie – politowanie, z jakim mówiła matka, nie miało granic.

     – Dlaczego mnie ma zarżnąć – bronił się Pan Naczelnik, dziadek – ja nie jestem kobietą.

     – Ja wiem – powiedziała wolno i niemal spokojnie matka – ja wiem, że wam wszystkim o mnie chodzi, nie możecie się doczekać, żebym umarła.

     – Proszę się opanować – Pastorowa do tej pory milczała, siedziała nieruchomo ze spuszczoną głową i wzrokiem wbitym w pusty talerz; teraz jednak wyprostowała się, w jej pięknych oczach migotały płomienie – proszę się opanować, nikt tu pani nie życzy ani śmierci, ani niczego złego.

     – Ja wiem, ja wiem – zakwiliła matka – że ani pani Pastorowa, ani ksiądz Pastor nie życzą mi niczego złego, ale jak można bez namysłu wpuszczać kogoś obcego do domu?…

     – Matkę doprowadziłeś do łez – ryknął znienacka ojciec Kohoutka – matka płacze z twojego powodu, czy naprawdę trzeba cię zabić, żebyś tego więcej nie robił? Zrób to raz jeszcze – dodał ciszej – a upomnę się o twoją głowę.

     – Nie podnoś na niego ręki, Dudusiu – matka nieoczekiwanie stanęła w obronie Kohoutka– wiesz przecież, jak on ciężko przechodził szkarlatynę.

     – Nie idzie o to, aby bez namysłu wpuszczać do domu kogoś obcego, ale by po koniecznym namyśle ewentualnie wpuścić tu kogoś bliskiego – Pastorowa spokojnie przeczekała kolejny epizod seansu nienawiści.

     – Kogo pani Pastorowa ma na myśli? – zapytała matka, ocierając łzy.

     – Myślę, na przykład, że z całym spokojem można by w tym domu dać mieszkanie jakiemuś emerytowanemu pastorowi.

     – Jeszcze jednemu emerytowanemu pastorowi? – matka Kohoutka, która starała się nigdy nie okazywać zdumienia czymkolwiek (człowiek, który dziwi się czemukolwiek, okazuje swą słabość, bezwstydnie okazuje światu, że nie wie wszystkiego), tym razem sprawiała wrażenie osoby zaskoczonej.

     – Tak jest, jeszcze jednemu emerytowanemu pastorowi – potwierdziła Pastorowa.

     Zapadła dobra minuta ciszy, minuta ciszy, pomyślał Kohoutek, czcząca pamięć pogrzebanej w zaraniu idei, by moja aktualna kobieta zamieszkała w tym domu – po czym matka wybuchnęła ekstatycznym entuzjazmem:

     – Nie jednemu, ale dwóm, trzem, czterem, kilku emerytowanym pastorom mogę dać tu mieszkanie. Boże, jakie byłoby to piękne: cały dom pełen emerytowanych pastorów. Nastałby prawdziwy czas radości – i matka niemalże dosłownie eksplodując nieokiełzaną szczęśliwością, nagle wstała i zaśpiewała.

            Czas radości – wesołości

            Nastał światu temu

            Bo Zbawiciel-Odkupiciel

            Człeku dan grzesznemu

            Dziś się nam narodził

            Z bied nas oswobodził

            Będzie zawdy – droga prawdy

            Nas wodził.

     Skończyła śpiewać, usiadła i z pewnym zawstydzeniem powiedziała:

     – Na kolędowanie jeszcze za wcześnie, ale ja jestem taka kontenta, taka kontenta jestem.[…]

Jerzy Pilch, Inne rozkosze, Wydawnictwo a5, Kraków 2004, s. 5-21 i 72-78.

Pytania:

1. Napisz plan wydarzeń opisanych w pierwszym fragmencie. Zanotuj obok poszczególnych punktów, jak budowane jest napięcie: która scena jest najbardziej dramatyczna?

2. Jaka jest funkcja wyliczenia w opisie przemyśleń bohatera (perspektywa zauważenia „aktualnej kobiety” przez rodzinę)?

3. W przedstawionych fragmentach znajdź różne typy komizmu (komizm słowny, komizm postaci, komizm sytuacyjny)

4. Zwróć uwagę, że powieść J. Pilcha można odczytać jako parodię. Znajdź jej cechy i uzasadnij to twierdzenie (fragment drugi).

5. Napisz charakterystykę rodziny bohatera.

6. Na czym polega hipokryzja matki? Dlaczego zmieniła zdanie co do wynajmu pokoi? W czym znajdujesz komizm tej sceny?

7. Zadania dla grup: A. • na podstawie obu fragmentów narysujcie komiks; B. Przedstawcie w formie dramy sceny opisane w obu fragmentach; C. Stwórzcie portret karykaturalny doktora Kohoutka (rysunek, kolaż); D. Stwórzcie portret zbiorowy rodziny Kohoutka (karykatura)

Zadania

1. Na podstawie tekstu źródłowego z rozdziału pierwszego uzupełnij poniższą tabelę, zaznaczając przy cytatach: P (dla stylu potocznego) lub L (dla liryczności). Nazwij zabiegi, które tworzą poszczególne style. Na czym polega oryginalność języka Jerzego Pilcha?

    Cytat Styl: potoczny/ liryczność Zabiegi językowe
    "po nim wziąłem nazwisko, zapalczywy charakter, skłonność do nałogów, bydlęcą siłę fizyczną"
    słownictwo neutralne, kolokwializmy
    "kilkuletni adiutant kroczył u boku Starego Kubicy"
    "I tu brakło czynu, czyn był nieudany, chybiony, niedołężny"
    "Jego rytualne polowania na baby"
    "tchórzliwie kryły się przeznaczone do odstrzału przedstawicielki"
    "nie bardzo wierząc w rozkosz rychłego spełnienia"
    "Zaczął się czas bólu niepojętego"
    epitet, inwersja
    "przeszedł co najmniej metr od tępej Maryninej głowy"

    2. Przeczytaj fraszki Jana Sztaudyngera i odpowiedz, jakie gry językowe budują ich dowcip?

    Gry językowe to częste narzędzie fraszkopisarzy. Jednym z najbardziej znanych jest Jan Sztaudynger

     

    Na okulistkę

    (dr Zofii Krawczykowej)

    Śliczna lekarko, twój urok to zbrodnia,

    Chciałbym oślepnąć, by cię widzieć co dnia.

     

    Nie wierzę

    Nie wierzę

    W latające talerze,

    Chyba że żona do ręki je bierze.

     

    Pierwsze pytanie

    Kiedy stworzył Bóg Adama,

    On zapytał się – A dama ?

     

    3. Na podstawie tekstu źródłowego zawierającego fragmenty z książki "Inne rozkosze" uzupełnij tabelę.

      Cechy powieści sensacyjno-kryminalnej Realizacja w powieści J. Pilcha Różnice między konwencją a powieścią J. Pilcha
      Przestępstwo („zbrodnia”)
      Planowanie kolejnej zbrodni
      Bohater oszust (podejrzany)
      Próba ukrycia przestępstwa
      Napięcie dramaturgiczne
      Tutaj dowiesz się więcej

      Pilch J., Bezpowrotnie utracona leworęczność, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2007.

      Pilch J., Inne rozkosze, Wydawnictwo a5, Kraków 2004.