Czarny ogród (fragmenty)
Giszowiec na pocztówce z początku XX wieku (Śląska Biblioteka Cyfrowa)
(…) Otóż robotnicy – twierdzi Bernhardi [dyrektor generalny kopalń i hut spółki Giesche] w jednej ze swoich rozpraw – muszą mieć mieszkania, żeby się ożenić i wychować potomstwo. Nie ma to nic wspólnego z dobroczynnością. Przeciwnie. Przedsiębiorstwo, z którym autor jest związany, poczytuje sobie za zasługę, że przez dwieście lat nigdy nie podnosiło pensji robotników z powodów charytatywnych, lecz jedynie wtedy, gdy było to związane z sytuacją na rynku pracy. To samo dotyczy mieszkań. (…) Kiedy Bernhardi pisze traktat o mieszkaniach dla robotników, w pobliżu Katowic stoi od ponad pół wieku maleńka kolonia górnicza kopalni Oheim (dziś Wujek). Nazwano ją Dwunastu Apostołów, bo tyleż jest domków przypominających raczej szopki gospodarcze niż mieszkania dla ludzi. (…) Wszystko to zaczyna się rozlatywać, zatem kopalnia zbudowała dla górników nowe, miejskie budynki blokowe. Górnicy jednak wolą starych Apostołów, do których przynależą spłachetki ziemi i liche komórki. Nie chcą ich opuszczać, chociaż pracodawca namawia i nagli. Łatają dachy, podpierają ściany.
Górnikom nie podoba się także kolonia w Heinitz (Rozbarku) zbudowana w 1881 roku. Wprowadzili się do jej niższych domów, ale nie chcą zamieszkać w czteropiętrowych. Nie mieliby tam strychu i przyzby, ani nawet własnej sieni, bo korytarz jest wspólny dla wielu rodzin. (…)
Ewald Gawlik „Ciepło rodzinne”, Muzeum Historii Katowic
Tak jak Bernhardi, Uthemann [tajny radca górniczy, który obejmuje stanowisko po Friedrichu Bernhardim] uważa, ze interesy koncernu wymagają mieszkań dla młodych rodzin. Będzie je budował. Nie ma zamiaru lekceważyć powodów, dla których ludzie wolą rudery z ogródkiem i szopką niż wygodne mieszkania oderwane od ziemi.(…)
W 1905 roku tajny radca górniczy Anton Uthemann zaprasza na spotkanie braci Georga i Emila Zillmannów, architektów z Charlottenburga (dziś dzielnicy Berlina). Ma dla nich niezwykłą propozycję – aby poszukali starych chłopskich chałup na Górnym Śląsku i dokładnie przestudiowali ich proporcje, układ wnętrza, budulec. (…)
Zillmannowie przedstawiają Uthemannowi nową śląską chałupę. Ma spadzisty dach z dużym okapem, otwarty przedsionek, okna ze szprosami. Na dachu gont – po Śląsku szędzioły. (…) Szędzioły, jakie Zillmannowie położą na dachy, będą jednak niewiele gorsze od dachówki, bo impregnowane przez zanurzenie w skomplikowanej kąpieli chemicznej według sposobu Wolmanscha. Ta metoda (…) chroni nie tylko przed grzybem, ale i ogniem. (…)
Te chałupy są przeznaczone dla robotników. Ma ich być trzysta, dla sześciuset rodzin. Każda jest podzielona pionowo między dwie rodziny, obie połówki są identyczne.
Większość mieszkań składa się z sieni, kuchni, pokoju, komory lub drugiego pokoju (…). Każda rodzina ma własny strych, przesklepioną piwnicę (…), wygódkę, obórkę i spory ogród na warzywa, owoce i kwiaty. Ziemniaki dostarczy kopalnia Giesche. Węgiel tak samo.(…)
Obok przewidziano ogrodnictwo, ze szkółką na potrzeby prywatnych i ogólnych ogrodów kolonii. Zellmanowie przedstawiają także Uthemannowi projekt urządzeń i budynków publicznych. Jednym z najważniejszych jest piekarniok.
Giszowiec współcześnie, Wikimedia Commons na licencji CC BY-SA 3.0
Przypomina dużą kapliczkę z wiejskich rozstajów i jest poniekąd kapliczką. Tu się celebruje święty chleb codzienny. Piekarnioki będą stały przy każdej ulicy, tak by wszystkie rodziny mogły raz na tydzień – pilnując sąsiedzkiego rozkładu zajęć – upiec swoje chleby i kołacze.
Dalej idzie obszerny budynek pralni, suszarni i magla (domy urzędnicze są podłączone do wody i kanalizacji, wyposażone we własne wygodne pralnie, ale robotnicze nie mają wody ani kanalizacji, przewidziano jedynie studnie i wygódki z pojemnikami do wypróżniania). W wielkiej hali pralniczej zmieszczą się trzydzieści dwa stanowiska z kamiennymi nieckami do prania i elektrycznymi kotłami do gotowania bielizny. Dochodzi do nich woda z przepięknej wieży ciśnień z czerwonej cegły, w lesie za osadą. Praczki mają do dyspozycji także wodę gorącą, ogrzaną w ciepłowni. Mokra bielizna pójdzie do elektrycznych wirówek, a potem do szaf z ciepłym nawiewem. Na koniec zostanie wyprasowana w elektrycznym maglu. Jeśli matka zechce zabrać ze sobą dzieci, może zostawić je w poczekalni. Cały proces prania, suszenia i maglowania zajmie około trzech godzin. Większe dzieci mogą w tym czasie wykąpać się w łaźni, w tym samym budynku. Raczej jednak powinny siedzieć w którymś z trzech gmachów szkoły powszechnej, sąsiadujących ze sobą w obszernym ogrodzie. Szkoła będzie dobrze przewietrzona domy towarowe, urzędy, gospodę, domy noclegowe. Na początku powstanie trzynaście klas dla dziewięciuset dzieci. Prawie siedemdziesięcioro dzieci w jednej klasie! Wygląda na to, ze pralnię zaprojektowano z większym rozmachem niż szkołę.(…)
To jednak nie koniec. Kolonia Gieschewald musi mieć sklepy, piekarnie, rzeźnika. Uthemann nie ma zamiaru iść na żywioł. Zillmannowie lokują usługi i rzemiosło w pięknym, na pół miejskim ciągu handlowym. Sklep mięsny sąsiaduje z nowoczesną chłodnią, a rurociąg pompujący do niej zimne powietrze będzie połączony podziemnym kanałem z fabryką lodu.(…)
Będzie poczta z dwoma listonoszami. Będą telefony w budynkach publicznych i u ważniejszych urzędników (…). Będą domy noclegowe dla robotników z Galicji, Rosji, Polski i Węgier. A skoro będą takie domy, musi też być niewielkie więzienie. Wystarczą trzy cele.(…)
Domy postawiono tuż przy ulicach, ogrody uciekają w głąb parceli, by spotkać się z tylnym płotem sąsiada. W środku osady znajduje się centrum wspólnego życia – park, w którym stoi gospoda, muszla koncertowa, latem stoły i ławy; skwer miejski, przy którym stoi pierzeja sklepów i usług; nadleśnictwo i szkoła. Blisko tego centrum, lecz o krok dalej, jest pralnia i domy dla robotników napływowych. (…) Cały prostokąt otoczony jest lasami. Nie wszystko wykarczowano pod budowę, w centrum osady pozostawiono wiele starych drzew.
Z czasem cała kolonia ma być jedną wielką zielenią, to przecież idealne miasto, zdrowe, wygodne, przyjemne, dobrze usposabiające do życia i pracy.(…)
O ile jednak Gieschewald wszystkich intryguje, bo czegoś takiego – wiejskiego skansenu dla robotników wielkiego przemysłu – jeszcze nie było, przynajmniej na Śląsku, a chyba i w Europie, (…) o tyle Nickischschacht idzie starym tropem budownictwa robotniczego. Ale tylko pozornie. On też jest absolutnie wyjątkowy.
Nikiszowiec (Archiwum Dziennika Zachodniego)
Czerwone miasteczko składa się z kamienic, czy raczej bloków wielorodzinnych, zestawionych w czworoboki z wielkimi wewnętrznymi dziedzińcami. Frontony bloków stanowią zwartą ścianę ulicy. Z tego muru, wyłożonego licówką, wychylają się wykusze okienne, owalne, prostokątne lub w formie trapezu. (…) Do dziedzińców i poza obręb miasteczka prowadzą bramy (wszyscy mówią do dzisiaj ainfarty) o rozmaitych ceglanych detalach. (…) Wszystko starannie wymyślono i starannie doprowadzono do końca.(…)
Ponieważ to jest robotnicze miasteczko, nie wieś robotnicza, woda dochodzi do wszystkich tysiąca dwustu siedmiu mieszkań. Ale tylko w urzędniczych są łazienki. Mieszkania robotnicze, dosyć przestronne (większość o powierzchni około siedemdziesięciu metrów kwadratowych), mają ubikacje na półpiętrze. Na dziedzińcach są piekarnioki i chlewiki jak w Gieschwaldzie. Jest też miejsce na grządki.
Poza osiedlem urządzono biologiczną oczyszczalnię ścieków. Jest szkoła, pralnia z maglem, sklepy.(…) To także projekt Zillmannów.(…)
Charakterystyczne okna, Nikiszowiec, Wikimedia Commons, na licencji CC BY-SA 3.0 pl
Wiosną Gertruda, młoda żona Pawła, wyprała w deszczówce koszule i zawiesiła na sznurku. Akurat przechodził nadogrodnik Hilbig (…). Bielizna nie śmie być na sznurku! Ma być w pralni, wysuszona w elektrycznej szafie, przepuszczona przez magiel.
„Każde mieszkanie musi wedle rozporządzenia urzędnika dozorczego tyle czyszczone, napalane i wysuszane i codziennie wietrzone być, ile tego dla zapobieżenia uszkodzeniom potrzeba wymaga. W czasie deszczu i burzy powinno drzwi i okna zawierać, jakoli podczas ostrej zimy piwniczne i poddaszne okienka itp. zasłaniać”.
To znaczy, że najemnik nie śmie w domu prać, bo napędzi wilgoci. A tego się nie cierpi. Każde przestępstwo przeciw porządkowi domowemu będzie strolowane. „Kary górników wpływają do górniczej kasy wspierajczej (…). Liczniejsze przestępstwa pociągają za sobą wypowiedzenie pomieszkania”.(…)
Dobrze, że dziedzice pana Gieschego nie zabraniają ani kobietom, ani mężczyznom kąpać się w domu, chociaż pobudowali dla nich łaźnie publiczne i kopalniane. Wielu górników ciągle nie chce obnażać się przy kolegach, choć żaden nie wstydzi się żony.(…)
Podłoga wyszorowana jest wodą z ługiem. Dziedzice Georga von Gieschego nie pozwalają jej malować ani zapuszczać pastą (…)
M. Szejnert, Czarny ogród, Kraków 2007, s. 30-78.